25 sierpnia 2010

To skomplikowane. (cz. 2)

Gorączkowo zaczęłam czytać list, z którego dało wyłowić się, że Karzeł i Słoma spacerowali po Cmentarzu Starofarnym. Chyba im odbiło, że ja cokolwiek z tego zrozumiem. Muszę się skupić i zacząć czytać raz jeszcze, ale przez te jego słowne wybuchy uczuć nie mogę się skupić na treści. Co za idiota, nie dość że zwraca się do mnie "Madziu", to jeszcze nazywa mnie jakimś kotkiem, małpeczką, rybką i cholera wie czym jeszcze. Czuję się jak w zoo. Mógł już sobie darować te opisy, co to nie on i czego by chciał.

Cmentarz Starofarny? Stary Kanał? Park... wszystko to znam aż za dobrze, ale co do tego mają Karzeł i Słoma? Może na te jego wyznania powinnam tym razem spojrzeć inaczej? Chyba przecenił moją inteligencję...

- Hmmmm... widzą panowie, pojedyncze słowa mówią mi sporo, ale poskładane w całość? Pojęcia nie mam. Karła to kiedyś z nim widziałam, o Słomie słyszałam, ale nie mam pojęcia jak oni się nazywają. Mogą mi panowie zostawić kopię tego listu?

- W zasadzie tak, ale pozwoli pani, że najpierw udamy się na komendę.

Pojechałam z Korczyńskim i Jędrzejewskim, powiedziałam im wszystko, co wiedziałam, a właściwie największe podejrzenia rzuciłam na siebie. Tym razem wpadłam po uszy i to przez to, że jakiś kretyn zgarnął Borkowskiego. Policja męczyła mnie chyba z cztery godziny i stanęło na tym, że o każdym swoim wyjeździe z miasta mam ich informować, a o wyjeździe z kraju to mogę sobie co najwyżej pomarzyć. Jeśli wziąć pod uwagę opieszałość naszej policji to przez najbliższych kilka lat nie ruszę się z Polski, a jak "dobrze" pójdzie to zamkną mnie w "pokoju" z zakratowanym okienkiem i to bez normalnej łazienki!
Postanowiłam zadzwonić do Michała.

- Cześć. To ja Magdalena. Słuchaj jaka draka. Wyszłam właśnie z komendy, Borkowski nie żyje, a ja zaczynam być główną podejrzaną. Jestem pewna, że Ty coś wiesz, bo to Twoja działka.

- Mogę Ci tylko powiedzieć, abyś była ostrożna, uważała na siebie. Wdepnęłaś w niezłe bagno i mam nadzieję, że nie masz nic wspólnego z tą sprawą. - powiedział Michał.

- Czyś Ty już naprawdę zwariował?! Ja nie mam co robić, tylko mordować ludzi?! - krzyknęłam bardzo oburzona. - Znasz mnie już tyle lat i jak w ogóle możesz coś takiego podejrzewać?

- Zrozum, to moja praca, chociaż... Ciebie mógłbym prywatnie wykluczyć, ale zawodowo muszę Cię traktować tak, jak każdego - usiłował mi wyjaśnić Michał.

- Michał, ja wiem. Powiedz mi, jak dobrze znasz tego Jędrzejewskiego i Korczyńskiego? Możesz za nich ręczyć? Wiesz, ja nie powiedziałam im wszystkiego...

- Zwariowałaś? Wiedziałem, wiedziałem, że tak będzie. Sam ich do Ciebie wysłałem, bo nie mogłem przyjechać, ale jak widać powinienem udać się do Ciebie osobiście.

- Widziałeś list?

- Tak i miałem nadzieję, że rozwiejesz moje wątpliwości...

- Michał, ja naprawdę nie wiem, co on miał na myśli. Znałeś Wieśka, wiesz, czego można się było po nim spodziewać. On naprawdę nie żyje?

- Nie żyje. Widziałem ciało na własne oczy. Lena, zajrzę do Ciebie wieczorem i pogadamy. Tylko nie rób nic głupiego.

- No wiesz! Na razie.

Jeśli Michał mi mówi, że powinnam być ostrożna, to sprawa musi naprawdę źle wyglądać. Dlaczego Wiesiek napisał ten list akurat do mnie? Przecież ja nigdy nie miałam nic wspólnego z jego szemranymi interesami, dziwnymi znajomymi. Poznałam go wiele lat temu, gdy pracował razem ze mną w knajpie. Już wtedy przychodzili do niego jacyś budzący wiele wątpliwości ludzie. Później wynajął ode mnie na kilka miesięcy mieszkanie, które chciałam wyremontować. Tam był przecież taki schowek, komórka z osobnym wejściem, którą przestał użytkować ze dwa lata temu.

Myślałam i myślałam, nie mogąc nic wymyślić. Wiedziałam, że Michał nie będzie odsłaniał przede mną szczegółów śledztwa, ale musiałam wiedzieć, co ja takiego robię w tej całej zabawie. Postanowiłam, że muszę pojechać następnego dnia do Poznania. Liczyłam, że w komórce zostały jakieś jego rzeczy. Musiałam, koniecznie musiałam się czegoś dowiedzieć. Jeśli policja myślała, że ja pozwolę robić z siebie balona, wsadzić siebie za kratki albo dać się zabić tym jakimś bandytom, których nawet nie znam, to się bardzo, ale to bardzo pomylili.

Wyjęłam z kieszeni kluczyki od samochodu i powlekłam się w ślimaczym tempie na parking. Chciałam być jak najszybciej w domu, żeby uporządkować sobie wszystkie te informacje. Było ich zdecydowanie zbyt wiele, jak na jeden dzień. A myśl, że miałabym tkwić w samym środku jakieś morderczej afery, wgryzała się we mnie, jak jakieś korniki, przewiercając mnie na wylot. Zaczęłam się denerwować, trzęsły mi się ręce i chyba przez to zdenerwowanie nic mi się nie stało.

Dotarłam do samochodu, zaczęłam grzebać kluczykami w zamku, po czym zdałam sobie sprawę, że zamiast kluczy od auta, trzymam w ręce klucze od biura i grzebię w zamku kluczykiem od skrzynki. Wrzuciłam klucze do torebki, przeszukałam kieszenie w spodniach, w żakiecie, a kluczyków nie było. Pomyślałam, że może mam je w torebce, wsadziłam więc rękę, próbując wymacać, gdzie też mogą one być. Już już miałam je w dłoni, kiedy podbiegł do mnie jakiś facet, który usiłował wyrwać mi torebkę. Torebka była porządna, bardzo mocna, choć materiałowa, z szarej i białej bawełny, z pięknym kwiatowym wzorem. On ciągnął w swoją stronę, próbując mi ją wyszarpnąć, ja w swoją.

- A idź Ty cholero jedna! Torebki mojej Ci się zachciało! Niedoczekanie Twoje łachmyto jeden! - wydzierałam się na niego, nie dając mu wyrwać swojej torebki, ale on nie odpuszczał, tylko z wściekłością posapywał. Żałowałam, że nie mam przy sobie parasolki, bo zdzieliłabym tego obszarpańca porządnie. Wkurzyłam się, zaparłam się w sobie i pociągnęłam z całych sił, wyrywając mu torebkę i wrzeszcząc na całe gardło: - Paaaaliiiiii się!

Dobrze, że za mną było auto, bo gdybym poleciała na ziemię, to i pewnie to najlepiej działające na ludzi hasło nic by mi nie pomogło. Żadne inne hasło tak nie działa na ludzi, jak to o pożarze. Łachmyta zdążył zwiać i zaraz zrobiło się koło parkingu zbiegowisko. Pozorowałam otwieranie drzwiczek, żeby tylko nie zwracać na siebie uwagi.

- A może wyciągnie pani kluczyki? - zapytał, podchodząc do mnie, nieznajomy mężczyzna.

- Czego pan chce?! - warknęłam do niego, obrzucając go szybkim spojrzeniem, stwierdzając przy okazji, że jest niesamowicie przystojny.

- Spokojnie, nie będę napastować ani pani, ani pani torebki - powiedział i uśmiechnął się.

- A szkoda - wyrwało mi się, jak jakiejś ostatniej kretynce.

- Przyglądałem się temu całemu zajściu z pani torebką i zastanawiałem się, czy powinienem interweniować, czy powinienem jeszcze się powstrzymać, ale widzę, że świetnie sobie pani sama poradziła.

- Pewnie - mruknęłam.

- Dziwi mnie tylko to, dlaczego on rzucił się na pani torebkę, a nie na kluczyki...

- Mnie się pan pyta? Ja się w ogóle dziwię, że na moją torebkę, a nie na mnie - stwierdziłam, patrząc czy podejmie aluzję.

- Na panią to i ja mógłbym się rzucić...

Spojrzałam na niego i słowa zamarły mi na ustach. O krok od nas stał Michał i przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Tomasz, uważaj, co mówisz przy niej, bo jeszcze Cię parasolką zdzieli i tyle będziesz z tego miał - Michał zwrócił się do nieznajomego.

Tego było już za wiele. Najpierw ten bandyta czepia się mojej torebki, później ten, jak mu tam Tomasz, a teraz jeszcze Michał wyrasta jak spod ziemi.

13 komentarzy:

  1. Cześć CzG :)

    Nooo... chyba mogłabyś pisać niezłe kryminały ;)

    Ciekawa historia i z zainteresowaniem będę czekał na cd.
    Ma tylko jedno "ale"... wydaje mi się, że kobieta tuż po napaści /tj. próbie wyrwania jej torebki/ raczej nie będzie w ten sposób flirtować z nieznajomym facetem, niechby nawet - olśniewająco przystojnym.
    Moim zdaniem najpierw musi wrócić do równowagi emocjonalnej, no chyba, że co dwie godziny rozmaite żule usiłują wyrwać jej z rąk torebkę, wtedy co innego ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rubcio, większość kobiet oddałoby torebkę bez oporu i z krzykiem: "Ratunku! Złodziej".
    Niekiedy, gdy kobieta działa na emocjach, a zwłaszcza na wściekłej furii, to przychodzenie do równowagi nie jest potrzebne od razu, tylko dopiero gdy na spokojnie przemyśli sobie sprawę, wtedy jak do niej dotrze... Ja tak mam. Schodzi ze mnie i dociera do mnie po czasie. Flirt tuż po czymś takim? Bardzo możliwy, nawet kiedyś mi się coś takiego zdarzyło... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie kiedyś łobuzy wyrwały torebkę jakieś 20 metrów od domu. Pobiegłam za nimi wrzeszcząc: idioci, tam jest raptem 17 złotych! Ale nie pomogło. Nie obłowili się, ale czasu straconego na wyrabianie wszystkich dokumentów nigdy im nie zapomnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. A historia przednia. Komplementować nie będę, podpisuję się pod pierwszym zdaniem Rubcia.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie, co jest z tym czepianiem się naszych torebek? Dlatego ja już od lat noszę torebkę "na skos", bo jej wyrwać się nie da, a jak mam inną, to w niej mam jakieś drobniaki, dowód, kosmetyki, chusteczki, nawet klucza i telefonu nie mam w niej wtedy. Jeśli ukradną to tylko torebki będzie żal.
    Chamy niemyte i tyle. Zachciało się damskich torebek.

    Potrzebna już tu była jakaś nowa rozrywka w postaci historyjki w częściach ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. I to jest to! Torebka na skos!!! Tyle, że nie do każdego ubioru pasuje. Ale jeśli istnieje choć maleńkie ryzyko, że możemy się natknąć na amatora damskich torebek to sportowy strój i torebka jw. Popieram wszystkimi czterema kończynami (bo więcej nie mam) :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę mnie to dziwi, że po czymś takim możesz flirtować, zaś wyciszenie emocji przychodzi później, to dość nietypowe zachowanie i jednocześnie ciekawe. Czyżby te emocje, które jeszcze w Tobie tkwią, wpływały na zachowanie tego typu? Ja po czymś takim byłbym na pewno roztrzęsiony i flirtowanie to by była ostatnia rzecz o jakiej bym wówczas pomyślał.
    No i mam jeszcze jedno "ale" do tej historii - chodzi mi o reakcję Tomasza na próbę wyrywania torebki, a właściwie - brak jego reakcji.
    Powiem tak - jeśli znajomość z Michałem wynikała z powiązań zawodowych - ten brak reakcji dyskwalifikuje go podwójnie, bo jako faceta i stróża prawa; jeśli to są tylko powiązania towarzyskie - wtedy tylko jako faceta.
    Zaś noszenie torebki "na skos" zapewne jest praktyczne, niemniej kobiety noszące swoje torebki z sposób tradycyjny wyglądają bardziej seksownie w moich oczach ;)
    I nie piszę tego bynajmniej jako amator damskich torebek; mam stale przy sobie moją własną /męską!/ torebkę i ona mi w zupełności wystarcza ;)
    Mam jeszcze słówko wyjaśnienia do Anny S. względem wcześniejszego posta - sformułowanie "oddzielam ziarno od plew" odnosiło się wyłącznie do moich męskich zapatrywań na te sprawy, a nie do "plew" jako takich, a więc był to zwrot typowo subiektywny, napisany w określonym kontekście, co zresztą wynikało z pełnej treści tamtego mojego komentarza :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rubcio, bo ja należę do takich osób, z których schodzi dopiero, kiedy już dawno jest ok i kiedy na spokojnie w samotności sobie wszystko poukładam, a kiedy muszę działać, mam sprawy do załatwienia itd., działam na tej adrenalinie, która jest wynikiem czegokolwiek.

    Ale zauważ, że są kobiety, które by nie chciały, aby facet ruszał im zaraz z pomocą, bo jeszcze by oberwał jako natręt, a w tym przypadku mogłoby tak być, zważywszy charakter bohaterki. Widocznie Tomasz zauważył, że nie potrzeba interwencji i jak się okazało, miał rację. Nie każda kobieta chce, aby zaraz rzucać się jej z pomocą, zwłaszcza jeśli o nią nie prosi ;P
    Mogę Ci powiedzieć, że gdybym napisała, że rzucił się jej na ratunek, to później by ta torebką po głowie dostał, a bohaterka palnęłaby mu kazanie na temat nadgorliwości.

    A co do torebek, to niektóre są bardziej, inne mniej sexy, ale na wracanie późno i po ciemku to torebka na skos jak znalazł. Gdzie i kiedy można sobie pozwolić na inną, tam można :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rubcio, nie wiem, jak Ciebie, ale mnie by znudziły konwencjonalne zachowania bohaterów. To opowiadanie, a nie prawdziwe życie, więc można poszaleć, a co ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wydaje mi się. Są zachowania, które są jeszcze publicznie dopuszczalne - za taką uważam np. ostrą wymianę zdań pomiędzy kobietą a mężczyzną. Nie jest to wprawdzie zachowanie godne pochwały, niemniej jeszcze do przyjęcia. Natomiast jeśli ten kłótliwy gość przechodzi do rękoczynów i publicznie bije kobietę, to każdy szanujący się facet powinien czuć się w obowiązku stanąć w obronie tej napadniętej kobiety, To samo dotyczy próby wyrywania jej torebki - w takich sytuacjach uznaję konieczność interwencji i nie zakładam, że dana kobieta tego nie potrzebuje, chociaż przecież czasem tak bywa - wszak napadnięta kobieta może być mistrzynią karate, itp. Ale ja tego z góry nie zakładam, bo istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo, że jednak tej pomocy ode mnie potrzebuje. A więc gdybym po takiej interwencji dostał od tej napadniętej ochrzan, uznałbym ją - wybacz szczerość - za niespełna rozumu. Tm bardziej, gdybym otrzymał za to cios torebką po głowie ;)
    Jest jeszcze coś - interwencja w takich przypadkach mogłaby zdziałać to, że sprawca napaści zostałby zatrzymany i oddany w ręce sprawiedliwości, a nie uciec, jak w opisywanej przez Ciebie historii.
    Co do "skosów" późną nocą, zwłaszcza podczas samotnych wędrówek, oczywiście jestem "za" - w tym wypadku musi przesądzić pragmatyzm ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale zauważ, że nie jest powiedziane, w którym momencie on się zaczął przyglądać... wszystko się wyjaśni, a ja faktów nie będę uprzedzać.
    Zagorzałe i walczące feministki raczej nie podziękowałyby facetowi za interwencję... a poza tym, próba pomocy mogłaby zostać wzięta przez kobietę za kolejny atak, bo w stresie różnie się dzieje. W każdym razie, wszystko się wyjaśni. Cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Rubcio, nie bierz tak serio tych "plew". Przecież zdaję sobie sprawę, że nie miałeś zamiaru obrazić czy urazić Gospodyni bloga, nazywając jej notki takie bardziej babskie plewami. Więc potraktuj tamten mój komentarz z przymrużeniem oka :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć Aniu :) Jak o plewach mowa, to dzisiaj będą babskie plewy ;P

    OdpowiedzUsuń