Odwiedziłam wczoraj moją przyjaciółkę. Kiedy jej malutkie jeszcze dzieci usnęły, usiadłyśmy sobie przy kawce zbożowej, a rozmowa jakoś tak zeszła nam na to, jaki wpływ miały na nas nasze zajęcia, gdy byłyśmy dziećmi, nastolatkami. Jak to nas ukształtowało, jak ukształtowało nasze rodzeństwo, znajomych, itd.
Na nas obu swoje piętno odcisnęło harcerstwo. Każda z nas co innego jemu zawdzięcza, poza jedną rzeczą, którą obie mu zawdzięczamy... To właśnie przez harcerstwo poznałyśmy się bliżej, bo znałyśmy się z widzenia wcześniej i to właśnie w harcerstwie zaczęła się rozwijać nasza wieloletnia przyjaźń.
Mój szary mundur zdjęłam dawno, schowałam do szafy... Krzyż leży w szufladzie... Bezpieczny. Czasem biorę go w dłonie, przyglądam się mu...
Jest taka piosenka... Przez kilkanaście lat mojej harcerskiej przeszłości prześpiewałam wiele różnych tekstów, ale ze wszystkich najbardziej lubię ten:
"Zielony płomień"
W dąbrowy gęstym listowiu
Błyska zielona skra,
Trzepoce z wiatrem jak płomień
Mundur harcerski nasz.
Czapka troszeczkę na bakier,
Dusza rogata w niej.
Wiatr polny w uszach i ptaki
W pachnących włosach drzew.
Tam, gdzie się kończy horyzont,
Leży nieznany ląd.
Ziemia jest trochę garbata,
Więc go nie widać stąd.
Kreską przebiega błękitną
Strzępioną pasmem gór,
Żeglują ku tej granicy
Białe okręty chmur.
Gdzie niskie niebo usypia
Na rosochatych pniach,
Gdziekolwiek namiot rozpinasz,
Będzie kraina ta.
Zieleń o zmroku wilgotna
Z niebieską plamką dnia.
Cisza jak gwiazda ogromna
W grzywie złocistych traw.
W dąbrowy gęstym listowiu
Błyska zielona skra.
Trzepoce płomień zielony
Mundur harcerski nasz.
Czapka troszeczkę na bakier,
Lecz nie poprawiaj jej.
Polny za uchem masz kwiatek,
Duszy rogatej lżej.
Od tygodnia śpiewam w kółko jedną piosenkę, którą uwielbiałam jako dziecko. Myślę, że wy też ją znacie ;) Nie wiem, czemu się do mnie przyczepiła, ale się przyczepiła. Skanduję ją na całe gardło w domu, a jak wieszam pranie na balkonie, to też się nie ograniczam. Ciekawe, kiedy sąsiedzi będą mieli dość... ;) Jak na razie piosenka odczepić się ode mnie nie chce. Znam ją w dwóch wersjach, ale śpiewam ciągiem, składając tekst w następujący sposób:
Było morze w morzu kołek
A na kołku był wierzchołek
Na wierzchołku siedział zając
I nóżkami przebierając śpiewał tak:
Moje nogi pachną cudnie
Rano wieczór i w południe
A najbardziej pachną latem
Zalatują aromatem zdechłych ziół
[Pachną pięknym aromatem
Tak jak ser szwajcarski latem]
Gdy powąchasz jedną nogę
To upadniesz na podłogę
Gdy powąchasz obie nogi
To nie wstaniesz z tej podłogi nigdy już
Było morze w morzu kołek
A na kołku był wierzchołek
Na wierzchołku siedział zając
I nóżkami przebierając śpiewał tak:
Łysy ojciec łysa matka
Łysy sąsiad i sąsiadka
I ja także łysy byłem
I się z łysą ożeniłem no i już
Łysy ksiądz nas błogosławił
Łysy organista grał
A po roku coś przybyło
I to także Łyse było tralalala...
Poza tym Czekoladka zapycha się czekoladą, wydając przy tym takie dźwięki.... i i ... .... Jakbym nigdy w życiu wcześniej czekolady nie jadła...
:)))
OdpowiedzUsuńNorbercie... :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję :]
wpis mobilizujący - do śmiechu ;)))
OdpowiedzUsuńA harcerstwo to fajna sprawa była...
Dobranocka
Granato, właśnie o to chodzi :)))
OdpowiedzUsuńJa mam głupawkę ;)
ja też - to pewnie ten deszcz w połączeniu z sandałami :DDD
OdpowiedzUsuńa tak, czytałam ;) he he
OdpowiedzUsuńCzyżbyś dostała lawendową czekoladkę ;>
OdpowiedzUsuńLubię czasem założyć mój harcerski pas, chociaż mieszczę się w niego jak mocno brzuch wciągnę hahaha
A dostałam dostałam ;)
OdpowiedzUsuńAle to nie tylko wpływ czekoladki na Czekoladkę ;)
To wszystko wina wiosny :)
To sobie pasek powiększ... ;P