Czym jest normalność? Czy istnieje granica normalności? Według sjp (słownik języka polskiego) normalność oznacza: bycie normalnym, zgodnym z normą; zdrowie psychiczne i fizyczne; życie toczące się według ustalonych, znanych praw i zwyczajów. Dla mnie słowo "normalność" jest neutralne, ale znam też kilka osób, dla których ma ono zabarwienie ujemne. Jeśli by pójść tym tokiem myślenia, że normalność nie oznacza czegoś pozytywnego, to co w takim razie np. z przymiotnikiem "nienormalny"?
"Czy ty zawsze musisz być inna?"
"Czy ty nie możesz być normalna?"
"Znajdź sobie normalną pracę."
"Zawsze byłaś nienormalna."
"Dobrze, że nie jesteś normalna."
Usłyszałam ostatnio...
To lepiej jest być normalnym czy raczej nie? Do tej pory tkwiłam w przekonaniu, że należy być sobą bez względu na tzw. normalność.
Wracając jednak do normalności... Moje życie normalne nie jest. Nic w nim nie jest normalne. To nie jest normalne życie osoby w moim wieku. Większość rzeczy, która się dzieje, na normalność nie wskazuje. Normalną, zwykłą drogą też nie mogę osiągać celów... bo byłoby... jak? No właśnie, jak?
Wiem, że każdy z nas jest jedyny, niepowtarzalny, ale przecież w jakimś stopniu jesteśmy do siebie podobni, nasze życie także (np. w tym, że jako dzieci uczymy się chodzić, mówić, czytać, pisać, itp.). Coraz częściej mi się wydaje, że normalność to jakiś mit, słowo w słowniku. Przecież jest tyle spraw, na które nie mamy wpływu, spotykają nas rzeczy od nas niezależne, a dostosować się jakoś musimy, jakoś musimy sobie z nimi poradzić i nie ma na to wszystko jednej metody.
Tylko dlaczego odsuwa się ludzi, którzy nie przystają do jakiejś normy, wytworzonej przez daną grupę? Prosty przykład. Alkohol. Czy to takie dziwne, że nie będąc w ciąży, nie piję? Bez dorabiania ideologii. Nie piję, bo nie chcę, bo nie mam ochoty, bo nie lubię alkoholu. Wesele. Czy idąc na wesele, trzeba iść z partnerem? Dwa przypadki, które nie są znowu takie rzadkie, a zdarza się i wcale nie tak sporadycznie, że inni ludzie się dziwią, że kogoś takiego odsuwają na bok.
Na szczęście nie wszędzie i nie zawsze trzeba się dostosować. Szczerze mówiąc, jeśli miałabym wybierać, to wolę już wypić to jedno piwo czy zmusić się do pójścia z kimś na wesele niż dostosować się do życia w kulturze, która poniżałaby mnie jako kobietę, tłumacząc to poniżanie szacunkiem do kobiet. Ale o tym może innym razem.
Dziewczyny! Życzę Wam wszystkiego najpiękniejszego
z okazji naszego święta :)
Coś się rozpierdzieliło i może w profilach czy na blogu nie pokazywać, że opublikowano notkę/notki... Choć na blogu notka wisieć będzie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich ciepło :)
Widać :)
OdpowiedzUsuńNormalność chyba dla każdego jest czymś innym. Inna rzecz, że "granice" zacierają się bardzo szybko - to co, 10 lat temu było dowodem "nienormalności" (jak np. kolczyki wszędzie) dziś nikogo nie razi ani nie dziwi.
Życiowo nie da się tak jednoznacznie stwierdzić, co jest normalne, a co nie - i chyba to mi się podoba najbardziej ;)
Jakoś mi się tak normalność monotonnie i nudnie kojarzy...
Pozdrawiam i życzenia odwzajemniam :)
"Normalność rzecz względna,normalność jest nienormalna,nienormalność normalna.To tylko taka nazwa formalna".
OdpowiedzUsuńMówi się,że niektórzy ludzie są inni.Oni po prostu są sobą w czasie,gdy normalni udają kogoś zupełnie innego niż są.
A ja lubię być inna :).
I Tobie również najpiękniejszego życzę.
Pozdrawiam.
http://skocz.pl/dcorn
Normalność, to chyba jest taki punkt neutralny, między pozytywem a negatywem .... coś jak zero na termometrze ( w skali Celsjusza oczywiście :)
OdpowiedzUsuń..... i w zależności od społeczeństwa, czy geupy społecznej odpowiednia odległość w górę lub w dół jest uważana za normę .... gdy przekraczasz tą granicę, to zaczynasz być odbierany jako, ktoś nienormalny ........ oczywiście, każdy ma ten punkt neutralności umieszczony w trochę innym punkcie skali ;)
Granato, jak widać, to dobrze ;) Zawsze to lepiej niż gdyby nie było widać ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że granice szybko się zacierają, że się zmieniają, przesuwają.
Coś jest z tą nudą, monotonią i normalnością... coś jakby ksero zrobić ;)
Pozdrawiam :)
Robaczku, podoba mi się to stwierdzenie, że ci inni są sobą, a ci normalni w tym czasie udają innych.
OdpowiedzUsuńNajlepiej być sobą :) Z drugiej strony, gdybyśmy wszyscy byli tzw. normalni, to byłoby naprawdę nudno, a ja sobie myślę, że wówczas ludzie zamiast się rodzić, powielani by byli na ksero ;)
Pozdrawiam :)
Jacku, normalność jak zero na termometrze? Nigdy tak o tym nie pomyślałam :)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że my czasem nie zdajemy sobie sprawy, że od tej normy odbiegamy, tym bardziej gdy wg nas samych jesteśmy normalni i normalnie się zachowujemy. Tak, to prawda, że każdy z nas ma gdzie indziej ten punkt ;)
Pozdrawiam :)
z normalnością jak z paradoksem łysego , nie wiesz kiedy się zaczyna, kiedy kończy, kto juz jest a kto jeszcze nie.
OdpowiedzUsuńCiekawy post, normalnie zaczęłam sie zastanawiać....;)
Magda, tak właśnie z tą normalnością jest ;) Jest nad czym myśleć ;) Normalność zależy mocno od tego, jak my, a jak inni ją postrzegamy i pewnie raz jesteśmy normalni, innym razem już nie... ;)
OdpowiedzUsuńDziewczyny dziękuję za życzenia ;) Myślałam już o kolejnej notce i podziękować zapomniałam ;)
OdpowiedzUsuńCzy słowo "normalność" pochodzi od normy? Jeśli tak, to każdy z nas zna takie uniwersalne i takie, które tylko on przestrzega. Normalność nie musi być w opozycji do "inności". Jeśli nikomu nie robię krzywdy moją innością to czy jestem nienormalna?
OdpowiedzUsuńAniu, podobno ;)
OdpowiedzUsuńZ tą normalnością to wszystko zależy od punktu widzenia. I tak dla jednej osoby będziemy normalni, bo krzywdy innym nie robimy, choć jesteśmy inni, a dla drugiej osoby możemy być nienormalni, bo nie wykorzystujemy człowieka czy sytuacji (krzywdząc przy tym daną osobę)...
Można się zamotać ;)