19 marca 2014

Kiepski seks.

Czym mierzy się dobry związek? Czy można mieć dobry seks i kiepski związek? Albo kiepski seks i dobry związek? Albo też dobry związek z kiepskim seksem i drugi w tym samym czasie, tyle że kiepski, ale z dobrym seksem? Czy można mierzyć związek ilością przeżytych orgazmów? 

A może to zwyczajnie nie wypada, bo wszystko powinno być zgodne z religią, zasadami, wartościami? Tylko, szczerze mówiąc, po cóż mieszać Boga tego czy innego w to czy ktoś mnie podnieca czy też nie. Czy kobiecie w ogóle wypada przyznać się do tego, że jakość związku mierzy ilością orgazmów? Bo jak tu przyznać się do tego, nie będąc jednocześnie posądzoną o zeszmacenie. 

Jeśli mężczyzna może być kobieciarzem, czerpać zadowolenie z seksu, patrzeć na związki pod kątem relacji fizycznej, to czemu kobiecie nie wypada? W naszym pięknym języku nie ma nawet słowa, którym by można określić synonim kobieciarza w wydaniu żeńskim. Mamy: flirciarę, zdzirę, szmatę, sukę i całe mnóstwo innych wulgaryzmów, ale żadne nie oddaje istoty rzeczy. Z braku jakiegokolwiek odpowiednika lepiej być jędzą, wiedźmą czy zdzirą, choć w oczach innych ludzi można wypaść znacznie gorzej.

Poznałam jakiś czas temu faceta. Zwyczajny mężczyzna jak każdy. Je, śpi, pracuje i umawia się z dziewczynami. Zanim jednak zaangażuje się w jakiś związek, zawsze musi sprawdzić dopasowanie fizycznie. Jeśli seks z daną partnerką mu nieodpowiada, nie będzie się angażował w tę relację i proponował czegoś więcej. Na moje pytanie, dlaczego zachowuje się tak, jakby sprawdzał towar przed zakupem, odpowiedział, że związek ma być też dobrą zabawą, przyjemnością. Na co mu jakaś miła dziewczyna, która będzie mu sprzątać, prać i gotować. Przecież gdyby chciał mieć żonę, to by się ożenił. Facet dobiega 40-stki i żeniaczka mu nie w głowie.

Gdyby samotna kobieta wyraża otwarcie takie poglądy, jak mój znajomy, zaraz znajduje się pełno ludzi, którzy kraczą jej nad głową jak stado kruków, wron czy innego ptactwa. Zadziobałyby kobietę, byle ją tylko uciszyć. I jeszcze ona miałaby chcieć domagać się dobrego związku z orgazmami, jakby sam dobry związek nie wystarczał. Otóż nie wystarcza. Nie zawsze. Nie na długo. Czasem wcale. 

Raz, drugi, piąty, dziesiąty... Ile razy tak można? W końcu sfrustrowana kobieta sama nie wie, co ze sobą począć. I zamiast pomyśleć, że to facet nie ma zielonego pojęcia o tym, jak ją zadowolić, zaczyna szukać winy w sobie, że to coś z nią jest nie tak, skoro ma problem z orgazmem. Oczywiście, że przyczyn może być wiele, ale nie jestem lekarzem, aby rozważać to z medycznego punktu widzenia i nie o to mi chodzi. 

Chyba każdy normalny człowiek chce, aby z relacji fizycznej między dwojgiem ludzi płynęła przyjemność, a nie sfrustrowanie, złość i żal. 

Czy mierząc swoje związki liczbą przeżytych orgazmów, robię to z pozycji kobiety wyzwolonej, pewnej siebie czy też robiąc to, przesuwam się na pozycję bliższą prostytutkom albo staję się wręcz puszczalską? Czy w kontekście takiego podejścia do związków, zasługuję na to, aby określać się mianem wierzącej, czy też może powinnam się w ogóle nie przyznawać do tego, że chcę dobrego związku z dobrym seksem, bez całego cyrku z małżeństwem w danej chwili? Bo jeśli chcę tego, to ogień piekielny mnie pochłonie? Czy jeśli chciałabym się określać mianem osoby wierzącej, to najpierw musiałabym wyjść za mąż, aby wiedzieć w praktyce, czym jest seks? A jeżeli z jakichś powodów do 60-tki ta sztuka nie udałaby mi się, to miałabym robić za wieczną dziewicę? Czy to jest w ogóle normalne? 

Lepiej przecież "muszkom urywać skrzydełka" niż uprawiać seks, domagać się orgazmów i nie posiadać męża. 

I tak w mojej głowiek trwa wieczna walka tego, co się chce, z tym, co się powinno i co wypada. 

Czy można mierzyć związek ilością przeżytych orgazmów? Można. A nawet trzeba... nie tylko ilością, ale może przede wszystkim ich jakością. A jeśli wymieszać to jeszcze z miłością... Jednak nawet największe uczucie i kiepski seks wiecznie w parze iść nie będą. W końcu któreś odpuści. 

6 komentarzy:

  1. Czyli uważasz, że nie ma udanego seksu bez orgazmu? hmm...Orgazm nie musi być miarą dobrego seksu, pisze ci to ja, która nie zawsze ma i nie trwa w związku z musu, rwąc włosy z głowy i obgryzając paznokcie;) No ale punktów widzenia i odczuwania satysfakcji jest tyle ile ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezupełnie. Raczej... że jeśli aspekt fizyczny jest do kitu, to związek też. Przynajmniej w moim przypadku. Co zaś tyczy się seksu i orgazmów... jakość jakość jakość i uczucie. Nie każdy seks = orgazm. Jednak jeśli ja byłabym w związku i w tym związku byłby seks obecny, to nie zaznać w czasie długiego związku żadnego orgazmu mimo prób, rozmów, itd. itp. to zwyczajnie doszłabym do wniosku, że moje ciało nie reaguje na to konkretne ciało i na tę konkretną osobę. Napiszę o tym.

      Podoba mi się Twoje ostatnie zdanie :) Tak właśnie jest. Każdy szuka tego, czego potrzebuje, co mu odpowiada i w czym się odnajduje.

      Usuń
  2. Mierzenie związku seksem to chyba nieporozumienie. Czujesz, że odnajdujesz tę właściwą osobę i co, jak zachoruje albo dojdziecie wieku, w którym ciała przestają być piękne, to wszystko rozpieprzyć i szukać partnera, który dobrze dogodzi ?
    Jak ktoś szuka doznań w seksie to nawet w udanym związku gdzieś, kiedyś zrobi skok w bok , bo każdy prędzej czy później się znudzi i przechodzi w rutynę.
    Wydaje mi się, że trzeba się koncentrować na tym co jest ważne a jak czegoś brakuje w seksie to mówić o tym i tak się dopasować z partnerem żeby każde czerpało z tego satysfakcję. Myślę, że tak jak w innych dziedzinach życia tak i tu, nie ważne co i jak komuś wychodzi ale kto jakim jest człowiekiem.
    Podobno kobiety czują a mężczyźni myślą (znaczy bardziej na logikę próbują brać temat) i w zależności ile kto ma w sobie pierwiastka kobiecego i męskiego , to powinien spróbować poczuć czy ma do czynienia z właściwą osobą a jednocześnie zastanowić się czego w tej drugiej połowie szuka. Ja bym mógł wiele poświęcić w ramach kompromisu jeżeli kobieta w moim związku byłaby dla mnie dobra :)) To przecież zobowiązuje jeżeli ktoś jest dla Ciebie dobry żeby być takim samym w drugą stronę. Wzajemność znaczy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyzno (nie lubię nie wiedzieć, do kogo się zwracam, z komentarza wywnioskowałam tylko tyle, że do faceta ;) ),
      napiszę prosto i bez chowania sensu między wiersze.

      Nie ma przyjemności z obcowania fizycznego, a jest sfrustrowanie i żal, więc czy ja mimo prób muszę w tym tkwić? Bo ktoś jest dla mnie dobry? Lepiej się rozstać niż się męczyć, zdradzać i męczyć tę drugą osobę, która może z kimś innym znalazłaby szczęście.
      Dla mnie seks jest ważny w związku. Pragnę być blisko z moim facetem, on ze mną. Nie ma w tym nic złego, że chcemy, aby nam było dobrze - fizycznie. Nie zawsze muszą być to fajerwerki, ale ma nam być miło, przyjemnie.
      Moje poświęcenie ma jakieś granice. Tak samo jak i kompromisy.
      Seks to naprawdę szerokie pojęcie, które ludzie zwykli ograniczać tylko do penetracji i kilku innych rzeczy. Mierzę związki seksem i dalej będę to robić, bo seks to dla mnie dużo więcej niż tylko penetracja i te kilka innych rzeczy. Są przecież bardzo różne formy miłości fizycznej.
      Wiesz jak to jest, kiedy partner w związku jest dla Ciebie dobry, ale seks wg niego sprowadza się głównie do penetracji, a nagle pojawia się choroba i tego seksu nie ma? Dobroć partnera wychodzi ci już gardłem, nosem i uszami, pragniesz bliskości, intymności, chcesz się czuć dobrze w ramionach drugiej osoby, chcesz poczuć iskrę, która cię ożywi, a tu wielkie g... Partner jest dobry, dba o ciebie, mówi o uczuciach, nawet przytula itd., a cała sfera fizyczna umiera i związek umiera. Rozmowy i prośby jak do ściany, bo facet traktuje cię jak pół-kobietę, mimo że sama się tak czujesz. Jeśli dwoje ludzi dobrze się porozumiewa na poziomie fizycznym, w związku również będzie się dobrze rozumieć.
      Wiesz, jak to dobrze, kiedy pomimo tego, że czujesz się jak pół-kobieta, mężczyzna pokazuje ci, że cię pragnie, pożąda, chce, abyś i ty czerpała przyjemność, nawet jeśli seks musisz mocno okroić z wielu rzeczy, między innymi z penetracji? Choć ty widzisz w sobie tylko pół-kobietę, on widzi w tobie kobietę. To jest naprawdę piękne :)
      Nie wierzę w istnienie białych związków. Po prostu.
      Co zaś tyczy się doznań... zależy jak pojmujemy seks. Czym on jest dla nas. Jaka to sfera. I czy szukamy w nim adrenaliny, traktujemy jak sport i wciąż przesuwamy granice, czy delektujemy się nim jak pysznym kawałkiem ciasta. itd. itd. temat rzeka ;) Ile ludzi, tyle poglądów. Szczęścia w miłości i w związku życzę :)

      Usuń