22 kwietnia 2014

Dwa tygodnie.

Pojawiam się i znikam, i to zaczyna mi już działać na nerwy. Problemy, które niespodziewanie się pojawiły wybiły mnie z rytmu. Przestało mi się cokolwiek chcieć. Wielkie plany diabli wzięli. Dwa tygodnie, które miałam spędzić we własnym domu, na spędzaniu czasu z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi szlag trafił. 

Owszem... dwa tygodnie w Polsce byłam...
Najpierw pielgrzymka po lekarzach i moje wielkie zdziwienie, że tylu ludzi leczy się prywatnie i dostanie się prywatnie do lekarza  graniczy z cudem. Jakoś jednak mi się udało, że najpierw pani w rejestracji zlitowała się nade mną i po długiej rozmowie w końcu dała się namówić, aby zadzwonić do lekarza i zapytać, czy mnie przyjmie. Udało się i czas był najwyższy, a pan doktor po wymęczeniu mnie na wszelkie możliwe sposoby, wypuścił mnie ze skierowaniem do szpitala.

Szpitalna izba przyjęć... panie nie chciały ze mną rozmawiać w ogóle, kiedy usłyszały, że nie mam polskiego ubezpieczenia tylko zagraniczne i rzuciły mi tyle, że najlepiej, abym za granicę wróciła i tam się leczyła. Nnnnooo jakbym planowała wycieczkę do szpitala, a nie urlop. Moja siostra, która była ze mną, tak się wkurzyła i tak głośno wyraziła swoje oburzenie, że aż lekarz wyszedł z gabinet. Na całe moje szczęście, że tak się stało. Lekarz już zupełnie inaczej podszedł do tematu, stwierdzając, że zabieg jest konieczy, bo będzie ze mną tylko gorzej. Jednak jak to w Polsce bywa, musiałabym kilka dni czekać na niego. Nic mnie nie obchodziło, zdecydowałam się na zapłacenie, bo psychicznie bym tych kilku dni nie zniosła. 

Następnego dnia narkoza, zabieg... narkozę zniosłam fatalnie. Może dlatego że był to mój pierwszy raz. Jeszcze gorzej zniosłam wiadomość, że najprawdopodobniej czekać będzie mnie operacja. Jak tylko przyjdą wyniki badań, bo od nich wszystko zależy, czy jednak z tym krojeniem można poczekać, czy jednak nie można i czy można coś innego mi zaproponować. 

Później nie było lepiej... złapałam tzw. grypę żołądkową i wciąż jestem na diecie, bo mój brzuch nie najlepiej znosi niektóre potrawy i duże ilości jedzenia. Jedyny pozytek z tego taki, że na pewno nie przytyję i mam darmową kurację odchudzającą. A jakby tego było mi mało, to zaczął się sezon na pylenie, doczepiło się do mojego osłabionego organizmu przeziębienie, zapchały mi się zatoki i jest cudnie. 

Żeby nie myśleć o tym wszystkim, przed świętami pomagałam przez kilka dni znajomym Holendrom przy kwiatkach. Niezbyt ciężka praca w bardzo miłej atmosferze pełnej żartów. Po kilkunastu godzinach w pracy, zasypiałam na stojąco, na siedząco i w ogóle wszyscy mieli ze mnie niezły ubaw. 

Wielkanoc zastała mnie prawie zupełnie nieprzygotowaną. Dopiero w piątek i w sobotę znalazł się czas na odwiedzenie sklepów oraz na gotowanie. Święta minęły dość spokojnie. Spędziłam je z rodziną i przyjaciółmi. 

Stuknął mi właśnie roczek w Holandii, ale na jakieś podsumowanie przyjdzie czas w najbliższej notce. 

Zbliża się wielkimi krokami piąta rocznica śmierci mojej mamy. Jakoś nie nastraja mnie to pozytywnie na najbliższy czas. I kiedy jest mi źle, kiedy myślę, że nie poradzę sobie z trudnościami, zawsze przypominają mi się jedne z jej ostatnich słów: "Dasz sobie radę dziecko. Córeczko, jesteś mądra. Poradzisz sobie. Słuchaj się swojej intuicji i serca. Nie zapominaj o tym.". Moja kochana mama... Zawsze będzie przy mnie. W moim sercu. 

Jakkolwiek ciężko by nie było, będzie dobrze. Inaczej być nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz