23 kwietnia 2014

Szczęśliwa blondynka w dalekim kraju.

Sztuczna inteligencja nie pomoże, jeśli ktoś urodził się blondynką. Jestem blondie, choć od lat zmieniam sobie kolory włosów, robiąc sobie tzw. sztuczną inteligencję. Jak tylko skończyłam szkołę średnią, blond poszedł w zapomnienie, choć bywało, że to co miałam na głowie, przypominało trochę blond. 
 
Jak na blondynkę przystało, roztrzepana jestem do niemożliwości, uśmiechem i mruganiem oczętami usiłuję wybrnąć z trudnych sytuacji, no i powtarzam, że to nie moja wina, że urodziłam się z włosami blond, a sztuczna inteligencja jakoś na dobre zakorzenić się nie chce. 
 
Zakupiłam dziś drukarkę, a raczej urządzenie z serii dużo w jednym i jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że zapomniałam kupić właściwe usb. No przecież kabelek od zawsze był w moim posiadaniu... a jakże był. I jest. Leży sobie spokojnie w Polsce, czekając na lepsze czasy. 
 
Drogi do nowego miejsca zamieszkania właśnie zdążyłam się nauczyć, a jak się zdążyłam nauczyć, to pewnie niedługo się znów przeprowadzę. Zwykle tak bywa, że jak się przestaję gubić i za dobrze orientuję się w terenie, znów się przeprowadzam, bo przecież nudno być nie może. 
 
Właśnie stuknął mi roczek w kraju tulipanów. Bardzo dużo zmieniło się przez ten czas we mnie i w moim życiu. Moje myślenie wróciło na inne tory i ja wróciłam na swoją właściwą drogę życiową, którą kiedyś podążałam, a z której zeszłam, sama nie wiedząc, dlaczego.
 
Przeszłam daleką drogę od tego, co było, a było w ubiegłym roku bardzo bardzo źle. Źle było ze mną i źle działo się w moim życiu. Walnęłam porządnie o dno, stanęłam pod ścianą z nożem na gardle i to mnie otrzeźwiło. Pamiętam, jak bardzo się bałam. Przerażało mnie wszystko. Przerażało mnie normalne życie. Przerażało mnie wszystko nowe. Ciężko było mi zrobić jakikolwiek krok naprzód. W dodatku tak zatopiłam się w depresji, tak chętnie w niej pływałam, że jeszcze chwila, a utopiłabym się. 
 
Nawet nie przypuszczałam, że tak okrutnie odbije się na mnie śmierć ojca. Po śmierci mamy było inaczej. Tydzień przeleżałam i przepłakałam w łóżku, ale miałam obowiązki względem cioci oraz taty, więc musiałam być silna i się pozbierać. Lecz kiedy tato umarł, nagle moje życie zostało pozbawione sensu. Odszedł bliski mi człowiek, człowiek, z którym wzajemnie wspieraliśmy się przez kolejne miesiące i lata, potem posypały się inne sprawy w moim życiu i zostałam sama. Niezupełnie sama, bo z milionem problemów i duszą pełną lęku. 
 
Musiałam się cofnąć. Zrobić wielki krok w tył. Musiałam nauczyć się żyć na nowo. Mało kto wie, w jak kiepskim byłam stanie. Niewielu wie, że wciąż bywają dni, że jest ze mną naprawdę źle. Depresja - to się leczy, ale... mam wrażenie, że jest ze mną trochę tak jak z alkoholikiem po leczeniu, którego kusi się np. lampką wina. Co by było, gdyby napiłby się choć jeden łyk...  
 
Gdy sobie pomyślę o tym, co było, żal mi jest samej siebie. Zbudowałam sobie porządną klatkę, zamknęłam się w niej i zakryłam się płachtą. Wciąż dręczą mnie koszmary, a gdy w telefonie wyświetla mi się nieznany numer, paraliżuje mnie strach. 
 
Buduję swoje życie po cegiełce. Tu w innym kraju czuję się bardziej na swoim miejscu. Trochę tak jakbym znalazła się gdzieś, gdzie znaleźć się musiałam. Mieszkam w kraju, w którym mogłam się urodzić. I właściwie to niewiele brakowało, a mieszkałabym tu od urodzenia. 
 
Czy to my wpływamy na nasze życie, czy może przeznaczenie nim kieruje? A może los wpływa na nasze życie w zależności od decyzji, które podejmujemy? Jakkolwiek by nie było, w końcu będzie dobrze, a później jeszcze lepiej i lepiej. 
 
Pierwszy strzał trafił we właściwe miejsce. Teraz pora na kolejny. Odsłonę drugą czas zacząć. Długa droga mnie czeka, pełna ciężkiej pracy, ale ja się jej nie boję. 
 
Ten kraj, ludzie, których tu poznałam, ciężka praca tak fizyczna, jak i umysłowa, zmotywowały mnie bardzo i przywróciły mi siebie. Oddano mi samą siebie. Jestem szczęśliwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz