KAWA - oczywiście latte, bo o czarnej mogę zapomnieć, ale na szczęście latte to ja uwielbiam. Latem żyłam głównie samą kawą właśnie.
WODA - oczywiście niegazowana, a czasem ciepła z wkrojonym plasterkiem pomarańczy czy cytryny albo z jednym i drugim.
RYŻ - to chociaż jest dobre dla moich bebechów i przynajmniej mnie nie mdli pół dnia.
SUROWIZNA - w postaci warzyw i owoców, ani surowej ryby, ani surowego mięsa nie przełknę. Sałataki, surówki... a z owoców to ostatnio gruszki, jabłka, banany i mandarynki.
SAŁATA - ostatnio najczęściej spożywane warzywo.
OBIAD - cokolwiek to znaczy, byle by nie było smażonym mięsem. Jedyny normalny posiłek w ciągu dnia i nawet spożywany w całości, o ile nie jem sama. Kiedy siedzę sama przy obiedzie, mieszam w talerzu, zaczynam się bawić jedzeniem i ... nie jem.
WĘDZONA RYBA - to przynajmniej jest zdrowe i może dzięki temu nie szoruję nosem po ziemi ;)
CZEKOLADA - podstawa diety. Tak naprawdę to jedyna rzecz, na którą mam ochotę zawsze. Ostatnio im więcej kakao tym lepiej. Pyszna w połączeniu z malinami.
ZIELONA HERBATA - najlepiej jaśminowa albo Madame Butterfly. Uwielbiam w każdych ilościach. Cudowny zapach... mhmmm :)
TRÓJCA OBOWIĄZKOWA czyli KISIEL (wiśniony, brzoskwiniowy), GALARETKA WIŚNIOWA i BUDYŃ (waniliowy, malinowy) - obowiązkowo muszą być w domu. Kiedy nie mogę wmusić w siebie nic poza ryżem i czekoladą, sprawdzają się doskonale, zwłaszcza w połączeniu z bananami.
WODA - oczywiście niegazowana, a czasem ciepła z wkrojonym plasterkiem pomarańczy czy cytryny albo z jednym i drugim.
RYŻ - to chociaż jest dobre dla moich bebechów i przynajmniej mnie nie mdli pół dnia.
SUROWIZNA - w postaci warzyw i owoców, ani surowej ryby, ani surowego mięsa nie przełknę. Sałataki, surówki... a z owoców to ostatnio gruszki, jabłka, banany i mandarynki.
SAŁATA - ostatnio najczęściej spożywane warzywo.
OBIAD - cokolwiek to znaczy, byle by nie było smażonym mięsem. Jedyny normalny posiłek w ciągu dnia i nawet spożywany w całości, o ile nie jem sama. Kiedy siedzę sama przy obiedzie, mieszam w talerzu, zaczynam się bawić jedzeniem i ... nie jem.
WĘDZONA RYBA - to przynajmniej jest zdrowe i może dzięki temu nie szoruję nosem po ziemi ;)
CZEKOLADA - podstawa diety. Tak naprawdę to jedyna rzecz, na którą mam ochotę zawsze. Ostatnio im więcej kakao tym lepiej. Pyszna w połączeniu z malinami.
ZIELONA HERBATA - najlepiej jaśminowa albo Madame Butterfly. Uwielbiam w każdych ilościach. Cudowny zapach... mhmmm :)
TRÓJCA OBOWIĄZKOWA czyli KISIEL (wiśniony, brzoskwiniowy), GALARETKA WIŚNIOWA i BUDYŃ (waniliowy, malinowy) - obowiązkowo muszą być w domu. Kiedy nie mogę wmusić w siebie nic poza ryżem i czekoladą, sprawdzają się doskonale, zwłaszcza w połączeniu z bananami.
Z Twojego menu musiałabym wyrzucic kisiel, mdli mnie na samą myśl. Natomiast wędzona ryba i to jeszcze na dodatek bardzo tłusta to jest to. Szkoda tylko, że właściwie trzeba ją jeść wieczorami, gdy człowiek nie wybiera się już między ludzi, bo wonieje ...tranem. Ale za to jaka zdrowa. Co to jest, że jak coś zdrowe to śmierdzi np. cebula czy czosnek. Za tym ostatnim nie przepadam, choć są tacy co jedzą go w każdej postaci. Acha, jeszcze jedno: kawa musi być czarna, żeby dała kopa kofeinowego, bo jestem niskociśnieniowiec. Choć niektórzy twierdzą, że lepiej wypić lampkę dobrego koniaku. Lecz nie wtedy, gdy idzie się tyrać. Otóż to...
OdpowiedzUsuńSkładnia mi wyszła po polskiemu a nie po polsku. Powinnam napisać "gdy się idzie tyrać". Chyba tak lepiej, no nie?
OdpowiedzUsuńKażdy je to, co lubi ;) A mnie mdli od smażonego mięsa, więc rozumiem :) W sumie to tak jest, że brzydko pachnące to zdrowe, ale jak mówisz, lepiej wtedy nie wybierać się między ludzi. Ja nie mogę czarnej kawy pić, bo bebeszki, a niskie ciśnienie też mam, ale na to to pomaga czekolada i coś jeszcze ;) he he Koniak na niskie ciśnienie też pomaga? Lepiej nie pić od poranka, bo jeszcze współpracownicy pomyślą, że człowiek jest alkoholikiem ;) Choć ja za koniakiem nie przepadam. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńA możliwe całkiem, nie zwróciłam uwagi ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wspomniałaś o tych warzywach. Mam wobec samej siebie wyrzuty sumienia, że ostatnio przypominam sobie o jedzeniu, gdy syn zapyta, czy coś jadłam, albo albo gdy sąsiadka mojej mamy przy zdawaniu jej codziennej relacji (jakoś weszło nam to w nawyk) sadza mnie prawie siłą za stołem i dożywia. A o warzywach tak zapomniałam, że niedługo nie będę pamiętać, jak smakują. Ha, ha ha
OdpowiedzUsuńJa koniaku też nie lubię, ale czy lekarstwo musi być smaczne? to byłoby za dużo szczęścia...
OdpowiedzUsuńMusisz jeść, koniecznie, póki jeszcze w miarę możesz. I warzywa, bo zdrowe. Nie doprowadź się do takiego stanu jak ja, że mam dni, kiedy nie jem nic prawie (poza dwoma łyżkami ryżu i kawałkiem czekolady), a po kilku dniach zjadłabym, raczej pożarłabym całą zawartość lodówki, poza tym czego nie ma na tej liście, bo aktualnie od większości potraw mnie mdli.
OdpowiedzUsuńZamiast koniaczku to jakieś winko dobre i osobnik płci przeciwnej... ;) takie lekarstwo byłoby fajne :) ha ha
OdpowiedzUsuńWarzyw nie trawię, owoce mogą byc, tylko nie wszystkie mogę jeśc. Wiesz moje wrażliwe jelita się buntują, ból jest straszny;(( Muszę koniecznie wpaśc do Ciebie, będę Cię pilnowała. Lenka trzeba jeśc, inaczej się nie da.
OdpowiedzUsuńPS. Cwiczę do upadłego mięśnie brzucha. Na wiosnę pokażę to co mam do pokazania;D
Pozdrawiam ciepło
Cześć Aniu :)
OdpowiedzUsuńWiesz, może powinnaś jeść gotowanego więcej, jak jelitka się buntują. Wiem jak to jest. Do mnie miałabyś blisko ;) Pewnie, że trzeba jeść i ja jem... falami :) Dzisiaj akurat jem, a za dzień czy dwa znów stracę apetyt i tak w kółko. Mam zupełnie rozregulowany zegar bio i cały organizm, ale da się żyć.
Dobrze, że ćwiczysz, ale nie przesadź. Regularność jest ważna, niekoniecznie setki różnych form brzuszków ;) Pozdrawiam :)))
Życzę wszystkim przyjemnej soboty. Coś Wam zostawię zanim udam się walczyć z obiadem...
OdpowiedzUsuń