Kiedy wchodzi się do czyjegoś domu czy mieszkania często nasz wzrok przesuwa się po ścianach. Bywają ściany gładkie i białe, bywają ściany kolorowe, bywają też ściany oklejone tapetą czy fototapetą, bywają ściany z obrazami, kalendarzami, zdjęciami. Często na ścianach wiesza się to, co jest ważne dla danych osób - wieszą się krzyże, obrazy, fotografie, dyplomy, nagrody, obrazki z I Komunii, itd. Ściany mówią dużo o mieszkańcach, często nawet więcej niż sami mieszkańcy o sobie opowiadają.
Kiedyś wprowadziłam się do mieszkania, w którym każda ściana była inna. Były tam ściany z tapetą, z kafelkami, gładkie, kolorowe, różne. Do dziś pamiętam ścianę w dużym pokoju - była pomarańczowa, pomalowana w mnóstwo drobnych pstrokatych kropek, z których przeważającą część stanowiły kropki czerwone i żółte. Okropieństwo. Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do marketu budowlanego po farbę - białą. Osobiście nie przepadam za białym kolorem, ale w domu wolałam mieć jednak białe ściany niż owo pstrokate coś, od czego można było dostać oczopląsu. Kropki przestały być widoczne po trzykrotnym przemalowaniu ścian. Jedna ze ścian była żółta i ten kolor sobie zostawiłam, odgrodziłam szafą od reszty pokoju i położyłam tam materac, tworząc prowizoryczną sypialnię.
Było też inne mieszkanie - ściany były białe - wszystkie. Nie było żadnej różnicy faktur, ani nic. Nie wolno mi było w tamtym mieszkaniu nawet jednego zdjęcia powiesić na ścianie. Dziwnie mi tam było. Czułam się trochę tak, jakbym mieszkała w jakimś sterylnym pomieszczeniu. Nie lubię tak.
Na moich, od jakiegoś czasu zielonych (dość żywo zielonych ;) ścianach wiszą zdjęcia. Żartuję sobie, że to trochę taka ściana (w sumie dwie ściany) wspomnień, na którą trzeba sobie zasłużyć. Miejsca jest mało, więc bezmyślnie nie powieszę byle czego. Naprawdę trzeba sobie na tę ścianę zasłużyć.
Nad moim biurkiem wisi pocztówka z zamkiem w Stirling (Szkocja) i widokówka ze starą Bydgoszczą. Jest zdjęcie zrobione podczas schodzenia z Ben Nevis (Szkocja) i zdjęcie Edinburgh'a, a wyżej wisi fotografia wąskiej weneckiej uliczki - bardzo lubię to zdjęcie. Na tej samej ścianie jest jeszcze moje zdjęcie z Paryża, z Wenecji, z Beskidu Niskiego i z Ben Nevis, no i oczywiście z Uniwersytetu w Cambridge.
Druga ściana, to trochę taka ściana pamięci o bliskich, ale nie tylko. Nad drzwiami wisi podkowa z czasów gdy uczyłam się jeździć konno. Kiedy przywiozłam sobie tę podkowę, przez kilka dni siedziałam na balkonie i ją czyściłam, po była lekko podrdzewiała. Na ścianie są też "trzy pióra" - to pamiątka po jednym z obozów harcerskich, gdy zdobyłam upragnioną sprawność "Trzy Pióra". Jakoś nie miałam nigdy parcia na stopnie, funkcje i inne takie, ale od samego początku chciałam zdobyć te trzy pióra, po to aby zmierzyć się sama ze sobą, sprawdzić siebie, swoją wolę i wytrwałość. Na ścianie jest też inne pióro - pawie pióro - znalezione w parku przy zameczku, w którym mieściła się firma, w której pracowałam, ale to już dublińska historia.
Na tej samej ścianie wiszą dwie fotografie, które szczególnie lubię. Jedna to fotografia z Wenecji, która wygląda jak stare zdjęcia, a sama Wenecja... Hmm... przypominają mi się stare włoskie filmy. W centrum fotografii jest gondola płynąca sobie po kanale, a gondolier leży sobie na plecach z rękami pod głową. Drugie zdjęcie zrobiłam w Londynie przed Buckingham Palace. Kobieta i mężczyzna (kobieta położyła głowę na ramieniu mężczyzny) siedzą sobie na schodach i patrzą wprost na ciągnącą się wzdłuż parku St. James ulicę The Mall, a wokół zapada wieczór.
Oprócz moich ulubionych zdjęć i pamiątek, na ścianie wisi kilka zdjęć. Jest tam fotografia zrobiona wczesną jesienią nad kanałem, na której jestem z moim najmłodszym siostrzeńcem. Jest i fotografia mojej przyjaciółki i jej córeczki. Jest także zdjęcie mojej Mamy - młodej, pięknej, z długimi włosami - przepiękny portret w szarościach. Na ścianie wiszą też dwa szczególne dla mnie zdjęcia - ostatnia fotografia, którą mam z Mamą - jedno z Jej ostatnich zdjęć oraz fotografia X w szarościach - schowana lekko między butelkami po winie, które stoją na półce, bo akurat jest to coś, czym nie chcę dzielić się z innymi. Uwielbiam to zdjęcie i zawsze patrzę na nie tuż po obudzeniu. To jedna z tych fotografii, w którą mogę wpatrywać się godzinami. Po prostu.
Chyba najbardziej lubię zdjęcia w szarościach. Są niesamowite, bo wydobywają z ludzkich rysów te wszystkie szczegóły, które są ukryte, gdy zdjęcie jest w kolorze. Mam sporo zdjęć w szarościach - również portret Ojca i portret dziadka, zdjęcia, które innym robiłam, fotografie miast, no i oczywiście duża część moich zdjęć. Uwielbiam też, gdy na białych ścianach wiszą fotografie w szarościach albo intensywnie kolorowe fotografie kwiatów. Nie lubię pustych ścian, bo czuję się jak w przestrzeni niezamieszkanej i zimnej. Ciekawe czy tylko ja mam takie odczucia?
Kiedyś wprowadziłam się do mieszkania, w którym każda ściana była inna. Były tam ściany z tapetą, z kafelkami, gładkie, kolorowe, różne. Do dziś pamiętam ścianę w dużym pokoju - była pomarańczowa, pomalowana w mnóstwo drobnych pstrokatych kropek, z których przeważającą część stanowiły kropki czerwone i żółte. Okropieństwo. Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do marketu budowlanego po farbę - białą. Osobiście nie przepadam za białym kolorem, ale w domu wolałam mieć jednak białe ściany niż owo pstrokate coś, od czego można było dostać oczopląsu. Kropki przestały być widoczne po trzykrotnym przemalowaniu ścian. Jedna ze ścian była żółta i ten kolor sobie zostawiłam, odgrodziłam szafą od reszty pokoju i położyłam tam materac, tworząc prowizoryczną sypialnię.
Było też inne mieszkanie - ściany były białe - wszystkie. Nie było żadnej różnicy faktur, ani nic. Nie wolno mi było w tamtym mieszkaniu nawet jednego zdjęcia powiesić na ścianie. Dziwnie mi tam było. Czułam się trochę tak, jakbym mieszkała w jakimś sterylnym pomieszczeniu. Nie lubię tak.
Na moich, od jakiegoś czasu zielonych (dość żywo zielonych ;) ścianach wiszą zdjęcia. Żartuję sobie, że to trochę taka ściana (w sumie dwie ściany) wspomnień, na którą trzeba sobie zasłużyć. Miejsca jest mało, więc bezmyślnie nie powieszę byle czego. Naprawdę trzeba sobie na tę ścianę zasłużyć.
Nad moim biurkiem wisi pocztówka z zamkiem w Stirling (Szkocja) i widokówka ze starą Bydgoszczą. Jest zdjęcie zrobione podczas schodzenia z Ben Nevis (Szkocja) i zdjęcie Edinburgh'a, a wyżej wisi fotografia wąskiej weneckiej uliczki - bardzo lubię to zdjęcie. Na tej samej ścianie jest jeszcze moje zdjęcie z Paryża, z Wenecji, z Beskidu Niskiego i z Ben Nevis, no i oczywiście z Uniwersytetu w Cambridge.
Druga ściana, to trochę taka ściana pamięci o bliskich, ale nie tylko. Nad drzwiami wisi podkowa z czasów gdy uczyłam się jeździć konno. Kiedy przywiozłam sobie tę podkowę, przez kilka dni siedziałam na balkonie i ją czyściłam, po była lekko podrdzewiała. Na ścianie są też "trzy pióra" - to pamiątka po jednym z obozów harcerskich, gdy zdobyłam upragnioną sprawność "Trzy Pióra". Jakoś nie miałam nigdy parcia na stopnie, funkcje i inne takie, ale od samego początku chciałam zdobyć te trzy pióra, po to aby zmierzyć się sama ze sobą, sprawdzić siebie, swoją wolę i wytrwałość. Na ścianie jest też inne pióro - pawie pióro - znalezione w parku przy zameczku, w którym mieściła się firma, w której pracowałam, ale to już dublińska historia.
Na tej samej ścianie wiszą dwie fotografie, które szczególnie lubię. Jedna to fotografia z Wenecji, która wygląda jak stare zdjęcia, a sama Wenecja... Hmm... przypominają mi się stare włoskie filmy. W centrum fotografii jest gondola płynąca sobie po kanale, a gondolier leży sobie na plecach z rękami pod głową. Drugie zdjęcie zrobiłam w Londynie przed Buckingham Palace. Kobieta i mężczyzna (kobieta położyła głowę na ramieniu mężczyzny) siedzą sobie na schodach i patrzą wprost na ciągnącą się wzdłuż parku St. James ulicę The Mall, a wokół zapada wieczór.
Oprócz moich ulubionych zdjęć i pamiątek, na ścianie wisi kilka zdjęć. Jest tam fotografia zrobiona wczesną jesienią nad kanałem, na której jestem z moim najmłodszym siostrzeńcem. Jest i fotografia mojej przyjaciółki i jej córeczki. Jest także zdjęcie mojej Mamy - młodej, pięknej, z długimi włosami - przepiękny portret w szarościach. Na ścianie wiszą też dwa szczególne dla mnie zdjęcia - ostatnia fotografia, którą mam z Mamą - jedno z Jej ostatnich zdjęć oraz fotografia X w szarościach - schowana lekko między butelkami po winie, które stoją na półce, bo akurat jest to coś, czym nie chcę dzielić się z innymi. Uwielbiam to zdjęcie i zawsze patrzę na nie tuż po obudzeniu. To jedna z tych fotografii, w którą mogę wpatrywać się godzinami. Po prostu.
Chyba najbardziej lubię zdjęcia w szarościach. Są niesamowite, bo wydobywają z ludzkich rysów te wszystkie szczegóły, które są ukryte, gdy zdjęcie jest w kolorze. Mam sporo zdjęć w szarościach - również portret Ojca i portret dziadka, zdjęcia, które innym robiłam, fotografie miast, no i oczywiście duża część moich zdjęć. Uwielbiam też, gdy na białych ścianach wiszą fotografie w szarościach albo intensywnie kolorowe fotografie kwiatów. Nie lubię pustych ścian, bo czuję się jak w przestrzeni niezamieszkanej i zimnej. Ciekawe czy tylko ja mam takie odczucia?
czesc czekoladko :) mam nadzieje ,ze humor lepszy ?! ja osobiscie nie lubie zbyt "obwieszonych" scian ,jednak swiecic pust´kami nie moga ,dostosowuje dekoracje scian do wielkosci i ogolnego wystroju ,w salonie mam trzy fotografie ,ktore byly zrobione w waznych momentach naszego zycia ,rowniez lubie zdjecia czarno-biala ,oddaje pewna specyficzna "dusze" fotografii
OdpowiedzUsuńprzesylam cieple i wiosenne fluidy :) trzymaj sie ,bedzie dobrze !!!
Cześć Lapaz :)
OdpowiedzUsuńDziś mój ojciec ma urodziny, więc i jakoś ciut lepiej, spacer sprawił, że jakoś trzymam się w równowadze.
Te fotografie z naszych najważniejszych momentów życiowych często wieszamy.
Dziękuję za fluidy i ściskam :)
czekoladko ciesze sie ze juz troszke lepiej :)))
OdpowiedzUsuńwszstkiego najlepszego dla taty :)
Wydaje mi się, że jesteś bardzo sentymentalną osobą.
OdpowiedzUsuńDziękuję Lapaz :)
OdpowiedzUsuńA to tylko część mojej osobowości Gwintek.
OdpowiedzUsuń