W swoim życiu słyszałam różne teorie na temat całowania.
Jedni uważają, że całowanie jako takie do przyjemnych nie należy, że jest tylko wzajemnym obślinianiem się i wymianą bakterii. Inni uważają je za coś wręcz obrzydliwego, zwłaszcza takie całowanie, przy którym używamy języka, nie mówiąc już o całowaniu innych części ciała niż usta i policzki nie wspominając.
Słyszałam też, że od intensywnego całowania się podobno się chudnie, że ludzie wymyślili całowanie po to, aby uodparniać się na bakterie. Pocałunki uważa się też za niewinną grę, okazywanie uczucia, itd. itd.
Ostatnio usłyszałam, że pocałunki są trochę podobne do jedzenia, do zjadania różnych potraw - jedne nam smakują, inne nie. Są jak zjadanie - ponieważ próbujemy drugiego człowieka, wymieniamy się śliną, czasem kąsamy w trakcie całowania, więc całowanie się z kimś, kto nam się nie bardzo podoba, kogo nie lubimy jakoś szczególnie, do kogo nic nie czujemy, nie wchodzi w grę, ponieważ byłoby to jak zjadanie potrawy, której nie lubimy. A zmuszanie się jest pozbawione sensu. Za to ta teoria jest jak najbardziej sensowna.
W sobotę miałam, nazwijmy to, zajęcia praktyczne. Sprawdzałam empirycznie powyższą teorię. I szczerze mówiąc, jeśli zastanawiam się tak nad tym głębiej, to porównanie całowania do jedzenia jest naprawdę sensowne.
Miałam kiedyś faceta, z którym nie lubiłam się całować. Nie chciałam, żeby moje usta stykały się z jego ustami. Z higieną itp. było wszystko w porządku, tylko wolałam, aby mnie nie całował. Kiedy zbliżał się z dziobem do mnie czułam się tak, jakbym jadła (nie urażając osób, które lubią tę potrawę) śledzie, których wręcz nie znoszę i od samego ich zapachu mnie mdli.
Całowanie może być więc kompletnym rozczarowaniem.
A ja tam lubię, kiedy całowanie jest jak jedzenie czekolady... choć z czekoladą równać się nie może, to jednak dobrze, jeśli ją przypomina.
Jedni uważają, że całowanie jako takie do przyjemnych nie należy, że jest tylko wzajemnym obślinianiem się i wymianą bakterii. Inni uważają je za coś wręcz obrzydliwego, zwłaszcza takie całowanie, przy którym używamy języka, nie mówiąc już o całowaniu innych części ciała niż usta i policzki nie wspominając.
Słyszałam też, że od intensywnego całowania się podobno się chudnie, że ludzie wymyślili całowanie po to, aby uodparniać się na bakterie. Pocałunki uważa się też za niewinną grę, okazywanie uczucia, itd. itd.
Ostatnio usłyszałam, że pocałunki są trochę podobne do jedzenia, do zjadania różnych potraw - jedne nam smakują, inne nie. Są jak zjadanie - ponieważ próbujemy drugiego człowieka, wymieniamy się śliną, czasem kąsamy w trakcie całowania, więc całowanie się z kimś, kto nam się nie bardzo podoba, kogo nie lubimy jakoś szczególnie, do kogo nic nie czujemy, nie wchodzi w grę, ponieważ byłoby to jak zjadanie potrawy, której nie lubimy. A zmuszanie się jest pozbawione sensu. Za to ta teoria jest jak najbardziej sensowna.
W sobotę miałam, nazwijmy to, zajęcia praktyczne. Sprawdzałam empirycznie powyższą teorię. I szczerze mówiąc, jeśli zastanawiam się tak nad tym głębiej, to porównanie całowania do jedzenia jest naprawdę sensowne.
Miałam kiedyś faceta, z którym nie lubiłam się całować. Nie chciałam, żeby moje usta stykały się z jego ustami. Z higieną itp. było wszystko w porządku, tylko wolałam, aby mnie nie całował. Kiedy zbliżał się z dziobem do mnie czułam się tak, jakbym jadła (nie urażając osób, które lubią tę potrawę) śledzie, których wręcz nie znoszę i od samego ich zapachu mnie mdli.
Całowanie może być więc kompletnym rozczarowaniem.
A ja tam lubię, kiedy całowanie jest jak jedzenie czekolady... choć z czekoladą równać się nie może, to jednak dobrze, jeśli ją przypomina.
Mdli mnie ..... ale masz rację z tym porównaniem. Całowanie jest rozkoszne ale musi być z osobą rozkoszną... hmmmm
OdpowiedzUsuńFaktem jest, że z jednym człowiekiem jest przyjemnie, a z innym już nie... miłość ma tu wiele do powiedzenia ... oj ma :)
Miłego dnia :)
Witaj dd :)
OdpowiedzUsuńPorównanie nie jest moje i kiedy je usłyszałam spojrzałam się na osobę wypowiadającą trochę dziwnie, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że całkiem do rzeczy.
Tak jest dd jak piszesz, że z jednym jest z rozkosznie, a z innym już niekoniecznie, a jeśli oprócz pożądania jest miłość... no to tylko się cieszyć, czyli jak dla mnie - coś jak czekolada, o! ;)
Przyjemnego wieczoru.
ps. A co z tym facetem od czekoladek?
Witaj, unikam go... zerka na mnie, nie zadzwoniłam, dzisiaj w autobusie otarł się o moje ramię. Nic mu nie brakuje,a ma nawet zbyt wiele: żonę!!! Szkoda jej.
OdpowiedzUsuńdd może to i lepiej, że unikasz, a na pewno dobrze, że nie zadzwoniłaś do niego. Niech spada na drzewo.
OdpowiedzUsuńMój kolega tak powiada: "jak chce miodu, to do ula..."
OdpowiedzUsuńJuż widzę ten scenariusz: porzuca zrozpaczoną żonę po tylu latach i bierzemy cywilny i stajemy się głównym punktem na tablicy ogłoszeń plotkarskich,a potem on dostrzega, że ja też czegoś oczekuję, drugi scenariusz: zapewnia o swej miłości i oszukuje żonę i kochankę, zapewniając sobie obiadki i ciepło rodzinnego domu oraz wytęsknioną i pachnącą kochanicę. Wkurzyłam się - palant, jak śmiał!!!
Mam nadzieję, że ten facet da Ci święty spokój. Szkoda Ciebie by było dla jakiegoś frajera. Kopnąć takiego w tyłek i patrzeć tylko czy aby daleko leci.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńJeśli już o całowaniu, to ja wtrące trochę z innej beczki: jak rozkosznie całuje się małego bobasa, aż chciałoby się go zjeść. I tu analogia do jedzenia właśnie się sprawdza całkowicie. Oczywiście bobas bobasowi nierówny, choć prawie dla każdej matki jej bobas jest najpiękniejszy i najrozkoszniejszy. Nie napisałam tego, broń Boże, po to żeby zachęcić Cię, Czekoladko, do sprawienia sobie takiego maleństwa. Twierdzę tak po prostu z autopsji, którą chciałam podzieli się z tobą.
OdpowiedzUsuńJa wiem jak się całuje takiego bobasa...:) Całusek w czółko na przykład. Dzieciaczki małe są cudowne, słodziaki. A jak takie maleństwo samo przychodzi i wyciska całusa na policzku, to się tylko rozpłynąć.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sprawienie sobie takiego małego szczęścia, to miałam ostatnio taką propozycję, ale grzecznie podziękowałam temu panu, co mi ją składał, twierdząc, że na dzieci to ja mam jeszcze czas, a jeśli on tak bardzo chce i już, to trafił pod niewłaściwy adres.