Dotyk. Tyle spokoju w jednym geście.
Siła. Ona jest w nas. Czasem potrzeba impulsu, aby ją zbudzić.
Ulotne chwile, momenty, które powinno się zatrzymać. To one tworzą nasze życie. Wypełniają je.
Mieszkałam kiedyś w kamienicy, której okna wychodziły na podwórko, otoczone innymi budynkami. Rosło tam tylko jedno drzewo, ale bardzo piękne drzewo. Miałam w zwyczaju siadać na parapecie, na którym była położona szeroka deska, aby wygodniej się siedziało. W wolnych chwilach lubiłam spoglądać za okno. W słoneczne dni, zawsze kiedy byłam sama w domu, siadałam na parapecie. Spoglądałam w niebo, śledziłam sunące po nim chmury, patrzyłam na grę promieni oraz na dachach i w szybach kamienic. Słuchałam wszystkiego tego, co kojarzyło mi się z wiatrem, słońcem, wodą i wolnością.
Było też i inne mieszkanie. Duże i jasne, w dobrej dzielnicy. Lubiłam siedzieć przy kuchennym stole, na jednym z krzeseł. Zawsze na tym samym, plecami do okna. Podkurczałam nogi, zwijałam się na nim w kłębek i pisałam. Albo siadałam na fotelu z podwiniętymi nogami i patrzyłam w okno, na poruszające się w jesiennym i zimowym wietrze liście i gałęzie drzew. To właśnie tam rozwinęłam się muzycznie, otworzyłam, weszłam ponownie w świat dźwięków, aby chwilę później wyjść z niego i stanąć z boku, nasłuchując, obserwując, ale już nie wydobywając dźwięków z własnej duszy.
Kiedy w pewnym okresie swojego życia rzuciłam się w wir pracy, różnych obowiązków, wciąż zmieniając miejsca, wracałam jednak w jedno - do pewnego parku, który znam lepiej niż własne kieszenie. Jest tam ławka, ławka z widokiem na drzewo, na jedną z głównych alejek i na rzeźby. Siadałam tam, rozmyślałam, szukałam spokoju i chwytałam oddech, uśmiechałam się, czytałam, po prostu byłam. Erykah Badu przesyciła mi to miejsce swoją muzyką. Jest też taka płyta - "Impala - lounge", której wtedy słuchałam na okrągło.
Każde miejsce, w którym jakiś czas przebywałam, każda sytuacja i każdy człowiek przywdziewa przed oczami mojej duszy szatę z dźwięków. Napawam się muzyką, muzyką żyję. Dzięki niej trwam. Mogłabym oślepnąć, nie czuć zapachów, ale bez słuchu nie zniosłabym życia. Nawet cisza cieszy moje uszy swoją muzyką.
Bez zbędnych słów, nasłuchując ciszy, być.
ah rozpłynąłem się czytając tych słów twoich kilka :)
OdpowiedzUsuńmuzyka, dźwięki przeszłości... pani Badu ;]
pięknie :)
ja mam tak z zapachami... zapach i dotyk... muska palcami, policzkiem, smakować nozdrzami... obłęd ;]
Piękny post:)...czekoladko może kiedyś uda Ci się znów wejść w ten Świat dźwięków :)...życzę Ci tego z całego serca:)...pozdrawiam cieplutko :*
OdpowiedzUsuńArku, miło mi :)
OdpowiedzUsuńah.. dźwięki... uwielbiam je... i zapachy też :)))
nos mam równie wrażliwy jak uszy :) jakieś takie smakowite, pyszne, ciepłe zapachy pomagają na wszelkie smutki, tylko się trzeba dobrze w nie wwąchać :) wiem, co masz na myśli ;)
Dziękuję pięknie Norbercie :)
OdpowiedzUsuńWiesz... jest we mnie jakaś blokada, a dźwięki schowały się głęboko na dnie duszy... może kiedyś jeszcze wyjdą :)
Odpozdrawiam cieplutko :))))))
Ja teraz mieszkam w bardzo starej kamienicy w samym centrum Poznania, no już bardziej w centrum się nie da. Uwielbiam siadać na parapecie i gapić się na miasto, inne okno z drugiej strony mieszkania na podwórko - tam wszystko jest bez ruchu...oprócz nieba. Mam swoja ulubiona ławkę - przed teatrem:). czekam na wiosnę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze to ujełaś, bo ja odczuwam podobnie. Faktycznie kazde miejsce, ba, nawet kąt ma swoją melodię. Usciski
OdpowiedzUsuńCześć CzG :)
OdpowiedzUsuńZ tego chyba wynika, że postrzegasz świat poprzez muzykę ;) Ciekawe doznanie, ale ja chyba w ten sposób tego nie postrzegam, dla mnie muzyka, to tylko jeden z kilku bodźców które tworzą obraz mojego świata.
Pozdrawiam :)
Love... stara kamienica w centrum Poznania? Aż mi się miło i ciepło w środku zrobiło, bo kilka lat temu też mieszkałam w kamienicy w samym centrum Poznania, uwielbiałam tamto mieszkanie. Bardzo :)
OdpowiedzUsuńŁawka przed teatrem... ciekawe która ;)? Moja ławka parkowa jest poznańska... :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Dominiko... :))) Zgadzam się :)
OdpowiedzUsuńUściski!
Ja mam utwory które kojarzą mi się z konkretnymi wydarzeniami z mojego życia, tak nierozerwalnie i namacalnie wręcz... a dźwięki wchłaniam i lubię je wyłuskiwać z tej ciszy:DDD bardzo:D
OdpowiedzUsuńSmurffie,
OdpowiedzUsuńwiesz, mam coś takiego, że do miejsc i ludzi same z siebie przyczepiają mi się "karteczki" z muzyką, to trochę tak jak z zapamiętywaniem zapachów osób, domów i miejsc w ogóle, zapamiętywaniem kolorów, itd. Pisałam kiedyś, że zapamiętuję ludzi po odgłosie kroków ;)
Na moje postrzeganie składają wszystkie zmysły, ale zawsze i wszędzie słuch odgrywa dominującą rolę, później węch z racji wrażliwości na zapachy i dobrego węchu, smak... doskonale działa w połączeniu z węchem, bez węchu miewam trudności ;) wzrok... cóż... krótkowzroczność i astygmatyzm... a o dotyku pisałam kiedyś przy okazji tzw. drewnienia ;)
Dobrze, że każdy z nas ma swój sposób postrzegania, bo gdyby był tylko jeden, byłoby nudno, a tak to i dyskusje są ciekawsze :)
A tak się zastanawiam, czy jakiś bodziec u Ciebie dominuje w postrzeganiu czy nie?
Pozdrawiam :)))
Ach Sydoniu... :))) Też tak mam :))) Chłonąć dźwięki... ach ach... Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńUściski!
Myślisz, że jest jakaś zależność między lubieniem wsłuchiwania się a krótkowzrocznością;DDD
OdpowiedzUsuńJa w tych dźwiękach , stukotach, szumach słyszę muzykę i ona jest taka niezwykła, niepowtarzalna i spowita magią chwili:DDD doskonale Cię rozumiem:DDD
Poznań, Mickiewicz może????:DDD
Sydoniu, ja nie wiem ;) Myślę sobie, że jednak coś kosztem czegoś, jakieś zmysły są rozwinięte lepiej, a inne nam kuleją ;) Co nie oznacza, że ktoś nie może mieć dobrze rozwiniętych wszystkich, bo może :)
OdpowiedzUsuńAdaśko? Adaśko też się zdarzył ;)
O muzyce to ja bym mogła długo....
OdpowiedzUsuńKażdy mój post jest nią okraszony:)
W sumie to mogłabym wyrażać się wyłącznie poprzez nią. Co nawet zamierzam zrobić:)
Madame, zauważyłam i bardzo to lubię u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńWyrażanie się wyłącznie przez muzykę? Ciekawie i zachęcająco :)
Pytasz, jaki bodziec u mnie dominuje... myślę, że w stosunku do miejsc takim bodźcem jest jednak wzrok /pomimo mojej krótkowzroczności ;)/, a w stosunku do ludzi... chyba mój odbiór danego człowieka, czyli coś, co nie jest konkretnie identyfikowane z żadnym ze zmysłów, chodzi raczej o odbiór aury tego człowieka, w szerokim znaczeniu tego słowa /bo trudno mówić o aurze sensu stricto w odniesieniu do relacji wyłącznie wirtualnych/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Smurffie, odbiór aury? Ciekawe... :)
OdpowiedzUsuńWzrok :)))
Odpozdrawiam :)
Wszystkim życzę przyjemnego dobrego weekendu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Ha! Powiedz gdzie mieszkałaś w Poznaniu?:) A ławka przed Teatrem Polskim jedyna w swoim rodzaju - metalowa:)
OdpowiedzUsuńMetalowa... :)
OdpowiedzUsuńW Poznaniu to wiesz... cała litania by była... jednego roku to tylko jedyne 9 razy się przeprowadzałam ;) W centrum samym mieszkałam krótko... to było tak... Garbary, 23 Lutego i okolice Półwiejskiej. Najdłużej... w trzech dzielnicach Ogrody, Wilda i Winogrady ;)