3 marca 2011

To skomplikowane. (cz. 14)

Podeszłam bliżej i podniosłam kawałek blachy, oparty o mur. Były na nim wyryte jakieś napisy, linie... i to była mapa. Bardzo możliwe, że ktoś zostawił ją tam specjalnie, więc nie mogłam jej zabrać, ponieważ automatycznie rzuciłabym wszelkie podejrzenia na siebie, a i tak już zbyt dużo wiem. Wyjęłam z torebki notes i długopis. Postanowiłam odrysować sobie tę mapę, bo mogła mi się przydać. Nazwy niewiele mi mówiły, były jakieś takie pomieszane, jakby pochodziły z dwóch czy trzech różnych map. 
Kartkę z rysunkiem schowałam do kieszeni, blachę odstawiłam i wyszłam z cmentarza. Nic więcej tam nie znalazłam. Wsiadłam do samochodu, wyjęłam kartkę z kieszeni... Przyglądałam się jej dość długą chwilę, mając nadzieję, że może do mnie jakoś przemówi, że wpadnie mi coś do głowy. Zmusiłam do myślenia swoje komórki mózgowe i... zaczęłam zginać, składać kartkę, usiłując jakoś to wszystko dopasować. 
Dźwięk telefonu przywołał mnie do rzeczywistości. Dzwoniła Basia. Dowiedziałam się od niej tylko tyle, że pod adresem, który jej podałam, mieści się firma, zajmująca się importem przetworzonych warzyw i owoców. Ta sama branża... Pewnie przykrywka. Dobrze byłoby bliżej się im przyjrzeć, sprawdzić ich kontakty, ale nie mogłam mieszać w to Basi. Po chwili zadzwonił także John.
- Słuchaj, ten adres, który mi podałaś, to prawie centrum. Trzeba przejść przez jedną boczną uliczkę, później koło straganów z rybami, minąć targowisko Chińczyków, wejść w bramę, minąć śmietnik i znajdzie się to, czego się szuka - powiedział John.
- Cholera! Tak myślałam, że to tam. Źle jest.
- Pewnie, że nie jest dobrze. Widziałem tam ludzi. Nie wzbudzają zaufania. Tam obok jest zielarz, ale robi z nimi interesy. Pewnie to jakiś ich łącznik czy ktoś. Interes ma legalny, ale to na pewno przykrywka. Podsłuchałem jedną rozmowę i jestem prawie pewny, że handlują narkotykami i ludźmi. Lepiej trzymaj się od tego z daleka i nic nie kombinuj.
- John, ja jestem w środku tego całego bagna. Znalazłam się w nim zupełnie przez przypadek, Wiesiek mnie w to wrzucił. Za połowę mojej wiedzy o tej całej sprawie powinni mnie wykończyć, więc jak będę wiedzieć trochę więcej, to bardziej już sobie nie zaszkodzę. Dziękuję Ci bardzo za pomoc. Uważaj na siebie John.

- To raczej Ty powinnaś uważać na siebie. Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń.


- Dziękuję.


No to pięknie. Grubsza sprawa, międzynarodowa banda... Tylko skąd tam się wziął Wiesiek? Nadal nie potrafiłam tego zrozumieć, jakoś go tam przyczepić. Widziałam go z różnymi typkami, wiem, że prowadził z nimi jakieś interesy, ale przecież gdzieś był początek. Ten idiota musiał się tam jakoś wplątać w ten światek. Tylko jak? Może należałoby dotrzeć do tej całej Angeli...? Chyba trzeba zrobić sobie małą wycieczkę zagraniczną... I jeszcze ten Igor...


Nagle mnie olśniło. Wróciłam do składania kartki z mapą. Przypatrzyłam się, pozginałam i... no tak... Latisana i Berlin. Że też ja na to od razu nie wpadłam... W domu muszę koniecznie porównać to, co mi wyszło z planami miast. 


Wszystko powoli zaczynało się układać w mojej głowie. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Co wspólnego z tym wszystkim ma Igor... Z Wieśkiem sympatią się nie darzyli...


Ledwie zdążyłam to pomyśleć, zobaczyłam Igora, zmierzającego w stronę cmentarza i kanału.

6 komentarzy:

  1. Nooo... widzę, że cała sprawa powoli zaczyna się wyjaśniać... co prawda jeszcze nic pewnego nie wiadomo, ale powoli cała łamigłówka zaczyna się układać w spójną całość ;)
    A wiesz, czytając kolejną część tego opowiadania odnoszę wrażenie, jakbym oglądał kolejny odcinek serialu kryminalnego ;)
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziesz musiała wytłumaczyć się (ha, ha) skąd ta Latisana. Toż to miasteczko liczbą ludności podobne do Krosna Odrzańskiego lub Janowa Lubelskiego, czyli bardzo niewielkie. Nawet nie chce mi się liczyć ile takich Latisan zmieściło by się w Berlinie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście żartuję, nic Czekolado nie musisz. Mnie tylko zmusiłaś (i bardzo dobrze) do zainteresowania się Latisaną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale może się mylę. Latisana to nie miasteczko lecz gmina i obszarem może nie taka mała

    OdpowiedzUsuń
  5. Smurffie, no czas już najwyższy, żeby coś się wyjaśniało, zanim trochę się skomplikuje ;)
    Serial kryminalny? ;) Taki blogowy ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, Latisana rzeczywiście jest niewielkim miasteczkiem. Coś trochę ponad 10 tys. mieszkańców. To również i gmina. Coś większego w niedalekiej odległości to Udine i Wenecja ;)
    A skąd się wzięła? Byłam tam kiedyś na wakacjach, jakoś tak przypadkiem zupełnym się tam znalazłam. Tamtejsze miejscowe wino jest całkiem niezłe ;)

    OdpowiedzUsuń