Postanowiłam ostatnio trochę zmodyfikować moje blogowanie. O samej sobie powiedziałam już tyle, że jakaś wstydliwość zaczęła mnie ogarniać i zamknęłabym się w skorupce. Zamierzam poopowiadać o moich fascynacjach z kulturą związanych, podzielić się różnymi przepisami, opowiadaniami i bajkami, które od dawna do szuflady piszę.
Zapowiada mi się totalnie zapracowany tydzień, a chwila na napisanie tu kilku słów jest jak oddech i energetyczne doładowanie.
Gabriel García Márquez i jego "Sto lat samotności"
Z jego książkami zetknęłam się jako nastolatka, ale wówczas nie mogłam ich ani zrozumieć, ani strawić. Kilka razy zabierałam się za czytanie, ale szło mi opornie. Nie było nam po drodze. Może musiałam dojrzeć, może musiałam się zmienić, może musiałam stać się taką osobą, jaką jestem teraz, aby złapać kontakt z tą literaturą? Nie wiem. Jednak gdy przeczytałam pierwszą książkę, musiałam przeczytać pozostałe.
Jakoś tak w maju, gdy pogoda była podobna do tej, która dziś jest za oknem, szarpałam się z moim stanem depresyjnym. Studiowałam. Akurat pomagałam koleżance w przygotowaniu do egzaminu i w pisaniu pracy zaliczeniowej. Gdy czekałam, aż wróci z dołu z wodą i sokiem, przyglądałam się jej półce z książkami. Zobaczyłam tam cienką książeczkę. Był to właście Gabriel García Márquez i "O miłości i innych demonach". Pożyczyłam ją od koleżanki, a następnego dnia rano oddałam ją jej na zajęciach. To było coś zupełnie innego od tego, co czytałam do tej pory. Jak tylko zaczęłam, czytałam tak długo, aż przeczytałam do końca.
Przy okazji wizyty w rodzinnym domu, wygrzebałam spomiędzy książek, "Sto lat samotności" Márqueza, czyli to, czego wcześniej nie mogłam ani strawić, ani zrozumieć, ani w ogóle nie wiedziałam, jak się za czytanie tegoż zabrać.
Gabriel García Márquez jest jednym z najwybitniejszych prozaików XX wieku. Ten, pochodzący z Kolumbii pisarz, laureat Nagrody Nobla z 1982 roku, to autor, którego literatura zyskała światowe uznanie nie tylko czytelników, ale także i krytyków. Mówi się, że „Sto lat samotności” jest jego najlepszą książką, choć sam autor temu zaprzecza. Jednakże dzięki tej powieści Márquez zyskał światową sławę.
„Sto lat samotności” miało być pierwszą powieścią Márqueza, jednak tak się nie stało, gdyż pisarz potrzebował wielu lat, aby spisać rodzinne opowieści, które posłużyły mu do stworzenia tej książki. Pracę nad nią rozpoczął w 1965 roku, a dwa lata później (w 1967r.) została ona wydana, odnosząc od samego początku niesamowity sukces.
Dasso Saldívar w biografii Márqueza pt. „Podróż do źródła” pisze, że praca nad „Stu latami samotności” mogła zacząć się w lipcu. Na potwierdzenie tego przypuszczenia przytacza historię, kiedy to Márquez poszedł we wrześniu na wykład Carlosa Fuentesa do Pałacu Sztuk Pięknych. Prelekcja ta dotyczyła najnowszej powieści Fuentesa – „Cambio del piel”. Po skończonym odczycie Álvaro Mutis zaprosił do domu kilkoro przyjaciół, między innymi Márqueza i jego żonę. Podczas całej drogi do mieszkania przyjaciela pisarz opowiadał historię rodu Buendíów. Wśród słuchaczy znalazła się pewna Hiszpanka, bardzo zainteresowana tą opowieścią. Była to María Luisa Elío, którą po skończonym opowiadaniu poeta z Aracataci zapytał, czy podoba się jej powieść, a María Luisa odpowiedziała zwyczajnie: „Jeśli ją napiszesz, będzie to szaleństwo, cudowne szaleństwo”. „Więc jest twoja”- oznajmił. Zadedykował jej tę książkę.
„Sto lat samotności” jest historią rodziny Buendía, prześladowanej fatum kazirodztwa. Ich dzieje zbiegają się z historią Macondo (miasta, w którym mieszkali) od jego założenia aż do upadku. Założycielami Macondo byli José Arcadio Buendía i Urszula Iguarán – kuzynostwo, pochodzące z rodzin, które od wielu pokoleń wchodziły ze sobą w związki małżeńskie. Ostatnimi z rodu byli Amaranta Urszula i Aureliano Babilonia, ciotka i siostrzeniec, których połączył kazirodczy związek. Z ich miłości został poczęty Aureliano, którego natura obdarzyła świńskim ogonem. Wszystkie pokolenia tego rodu obawiały się złamania zakazu kazirodztwa i spłodzenia potomka z takim właśnie defektem urody.
„Sto lat samotności” uważane jest za klasyczne dzieło realizmu magicznego. Jednakże Wolfgang Kayser uważa, że twórczości Márqueza nie można określić tym terminem, gdyż pisarz przekształca rzeczywistość już zdeformowaną i magiczną. W „Stu latach samotności” egzotyka występuje częściej niż magia. Jednak dla osób nie znających realiów życia, kultury i wierzeń Kolumbijczyków, pewne sytuacje mogą się wydawać trudne do zaakceptowania jako realne czy nawet mogą sprawiać wrażenie magii. Dziwaczność świata przedstawionego przez Márqueza potęguje dodatkowo fakt istnienia wielu zabobonów i przesądów, pochodzących zarówno z lokalnych wierzeń, jak i wyrosłych dodatkowo z religii katolickiej – m.in. widzenie wróżebnych znaków, wiara w przepowiednie z kart. Magia występuje właściwie w śladowych ilościach i jest przekazana w dość ironiczny sposób.
Książka ta dla jednych jest niesamowita, fascynująca, a dla innych rozwlekła, trudna, nużąca. Czytając ją, można się poczuć zdezorientowanym i zagubionym, ze względu na wielość postaci, powtarzalność imion (może się zacząć mylić kto jest kim) i szybko zmieniające się wydarzenia. "Sto lat samotności" albo zachwyca, albo zniechęca i męczy.
Ja polubiłam ją od drugiego wejrzenia i należy ona do moich ulubionych książek, często do niej wracam.
To skomplikowane. - cz. 25.
-
Usiłowałam zasnąć. Jednak po głowie krążyło mi tyle myśli. Nie potrafiłam
powstrzymać ich biegu. Myślałam o Tomaszu, który siedział w drugim pokoju.
Chyb...
11 lat temu
w latach 80-tych byłem fanem literatury iberoamerykańskiej, a Marquez to niewątpliwie jedna z najjaśniejszych gwiazd w tym towarzystwie
OdpowiedzUsuńJacku, w latach 80-tych to ja się dopiero czytać uczyłam ;)
OdpowiedzUsuńWtedy zdobywanie książek nie było takie proste, więc nie zawsze można było znaleźć to co się chciało przeczytać .... ale wychodziła taka seria prozy iberoamerykańskiej i tam znajdowało się takie okazy jak Cortazar, Fuentes, Vargas Llosa no i Marquez oczywiście ..... Trafiłem też wtedy na niejakiego Sergio Galindo, ale wydana była tylko jedna krótka nowela "Grzybojad" ..... a szczególne wrażenie zrobiły na mnie dwa tomiki prozy poetyckiej Fernando Arrabala: "Jądro saleństwa" i "Baal w Babilonie", chociaż to Hiszpan, ale to też pisarstwo w iberyjskim klimacie ..... Jeżeli nie znasz to polecam
OdpowiedzUsuńMatko świata, a co to tu jest...kopiuj-wklej?....jak wiesz za tym autorem nie przepadam, przeczytałam jego dwie książki i nie mam wrażenia, że trudne czy zawiłe, ale wybitnie nie lubię podobnych historii. Rozumiem jednak, że mogą się podobać, w swoim nielubieniu jestem raczej samotna, wszyscy moi znajomi uwielbiają Marqueza. buziaki.
OdpowiedzUsuńJacku, to prawda, że nie było. Ojciec mi opowiadał, jak to było z tym zdobywaniem książek. U mnie w domu większość literatury wtedy to były książki marynistyczne i przygodowe.
OdpowiedzUsuńNa pana Arrabala trafiłam całkiem niedawno u jednego znajomego, który lubi te klimaty, jednak jeszcze nie miałam okazji poczytać, ale z chęcią to zrobię :)
Love, to tylko zawartość mojej głowy ;)
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że nie lubisz. Znam trochę osób, które też nie lubią, więc nie jesteś osamotniona ;)
Tak to z literaturą jest, że jeden coś lubi, a inny nie.
Odbuziakowuję ;)