1 czerwca 2011

Jakie to proste.

Nad B. przeszła burza. Ciemne chmury, wiatr targający liśćmi na drzewach i wielkie krople zimnego deszczu. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności wyjścia na zewnątrz i przemoknięcia... do samej skóry, żeby ubranie przyklejało się do wilgotnego ciała, chłostanego zimnymi strugami, lejącymi się z nieba, żeby poczuć dreszcz, przebiegający po plecach i by odetchnąć pełną piersią tym świeżym, rześkim, wilgotnym powietrzem, pachnącym trawą.

W czasie ulewy uwielbiam kąpać się w jeziorze albo biegać na boso po trawie na leśnej polanie.

Nie wiem, czy to słońce od rana i ta duchota, gęste powietrze, które można by jeść łyżką, czy ta późniejsza burza z ulewą, ale doszłam do porażającego wniosku. Mogłabym dla mężczyzny stracić głowę i wykazywać okropną słabość. A metoda na to jest śmiesznie prosta i składa się tylko z trzech czynników. Dziwne, że jeszcze tego na mnie nie wykorzystano, a próbowano różnych sposobów. Niby to takie proste, ale same czynniki to jeszcze nie wszystko. Trochę tak jak z ciastem - składniki to nie wszystko. Trzeba poznać przepis.

2 komentarze:

  1. Ale kombinujesz....buahahahahahah:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak koń pod górkę ;) Przecież ja zawsze mówiłam, że mi słońce szkodzi :)

    OdpowiedzUsuń