30 marca 2011

Listy do...

Wiesz...

siedziałam w nocy na kuchennym blacie i wpatrywałam się w uśpione miasto za oknem, w gwiazdy na granatowym niebie. Nie mogłam spać. Zgubiłam się we własnych myślach, schowałam pragnienia...

Wątpliwości... Twoje... moje... Strach... Boję się bólu. Boję się zranienia... Obawy... "Chcenia"... Przecież tak naprawdę nie jesteśmy w stanie poznać się tak w pełni do końca...

Proszę pocałuj mnie... Pocałuj mnie, odrzucając te wszystkie wątpliwości, zdrowe rozsądki, logiki...

Szczerość... Co nam zostało po tym wszystkim, czego doświadczyliśmy? Szczerość do bólu...

Dwie słone perły spadły na moją dłoń... Zamykam oczy, modląc się o miłość...

Dotknij mojej skóry...

Narodźmy się na nowo...

Jestem blisko... w Twoich ramionach...

11 komentarzy:

  1. Buziaki i uściski Sydoniu :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. "...na moim biurku wciąż stał biały aniołek i zbierał perły kapiące z oczu..."

    POZDRAWIAM CIEPŁO...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kimonku, dziękuję :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Czarodziejko... :)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę wszystkim przyjemnego wiosennego popołudnia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodka Czekolada a taka liryczna... ale ja w kwestii formalnej. Piękne to określenie łez jako perły. Lecz przecież perły nie bywają przezroczyste. Może brylanty? Ale te znów nie mają tak obłego kształtu... wot zagwozdka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu witaj :)
    Co racja, to racja :)
    Perły przezroczyste nie są, ale właśnie o ten kształt chodzi... A mi się też tą swoją nieprzezroczystością kojarzą z wodą, do której dopiero co wsypano sól, a łzy są słone... :)
    Co do koloru, to te brylanty może właśnie... ;)

    OdpowiedzUsuń